Uściślamy dietę, czyli cała prawda o Oleju Rzepakowym

Postanowiłam napisać niezależny artykuł o oleju rzeapakowym, gdyż jest to chyba najbardziej popularny olej używany w polskiej kuchni. Olej rzepakowy to takie nasze polskie złoto. Chwalimy się nim na cały świat, a kampanie promocyjne aż puchną w szwach. Można nawet powiedzieć, że w ostatnich latach Polska bardziej jest znana z oleju rzepakowego, niż wódki Wyborowej! Czy słusznie? Czy nie jest to bynajmniej kolejny produkt, za którym idzie czysty marketing? Postaram się zobrazować Ci czym właściwie jest olej rzepakowy “od kuchni”.

Skąd fenomen oleju rzeapkowego?

Rzepak to rzeczywiście niesamowita roślina! Ma mnogą liczbę zastosowań. Używa się go m.in:

  • jako paszę dla zwierząt
  • jako biopaliwo do silników diesel
  • jako olej do maszyn
  • do produkcji opon
  • i wielu innych zastosowań

Jeżeli chodzi o skład tłuszczów tego oleju, to na cele smażenia rzeczywiście nie jest najgorszy. Nienajgorszy jednak nie oznacza, że dobry!

W swoim składzie ma najwięcej tłuszczów omega-9, a w jednej trzeciej składa się z niestabilnych tłuszczów omega3 i omega6, które nie nadają się na cele smażenia. Jak napisałam w poprzednim artykule, te niestabilne tłuszcze po podgrzaniu zamieniają się w niebezpieczne polimery trans. 1/3 ich zawartości w oleju rzepakowym w zupełności wystarczy, żeby niestabilne tłuszcze się utleniły podczas smażenia.

Z drugiej strony mamy dezinformację medialną, bo olej rzepakowy polecany jest do spożywania, gdyż zawiera spore ilości dobrych kwasów omega-3. Skoro tak nam wmawiają, to przecież na cele smażenia tym bardziej ten olej się nie nadaje! Nie nadaje to mało powiedziane – podczas smażenia staje się wręcz toksyczny!

Kolejna nieprawdziwa informacja, którą głoszą producenci jest taka, że “Olej rzepakowy jest bardzo uniwersalny, ma neutralny smak i jest dość stabilny termicznie”.

Uwielbiam słowo “dość”. Co ono właściwie oznacza? Ja w sumie kończyłam Politechnikę, więc w rozumieniu zasad logiki, dla mnie nie oznacza nic :) A odnosząc się do powyższego..

Olej z nasion rzepaku nie jest z natury ani neutralny, ani wolny od zapachu. Bezbarwne, bez smaku i zapachu właściwości są wynikiem wyjątkowo nienaturalnego procesu jego rafinacji i licznych chemikaliów dodawanych w procesie jego produkcji, o których poniżej.

Często wychwycam w mediach mainstrimowych taki, za przeproszeniem, bełkot, który w mojej ocenie to zaprzeczanie samemu sobie. Jeszcze lepsze są porady z serii “półprawdy”, a takich pełno w kolorowych czasopismach.. Naprawdę niewiele logiki potrzeba, żeby odróżnić rzetelną informację od absurdu.

Wracając jednak do rzepaku.. Tak też zaczęła się historia oleju rzepakowego na cele spożywcze – “nienajgorszy” skład stabilnych tłuszczów i olej w postaci płynnej, to niewątpliwie pożądane walory dla wielu z nas.

Jest jednak druga strona medalu.. a nawet jest ich kilka..

Rzepak zawiera w sobie kwas erukowy – naturalną truciznę

To ciekawe, że w Polsce już 20 lat temu dr Jan Kwaśniewki ostrzegał przed spożywaniem oleju rzepakowego, jako jednym z najgorszych dla naszego zdrowia. Wszyscy wtedy pukali się w czoło i śmiali się z niego, że gada bzdury.

A tymczasem rzepak zawiera w sobie silną truciznę, tzw. kwas erukowy. Ten musi być wyekstrahowany z oleju, inaczej nie byłby on w ogóle jadalny. Za tym oczywiście stoi proces skomplikowanej obróbki. Ciekawe jest to, że..

Olej rzepakowy może zawierać od 1-50% kwasu erukowego. Na półce supermarketowej raczej będzie to olej tradycyjny z dużą ilością kwasu erukowego. Większość z nas używa zatem oleju ze sporym stężeniem toksycznego kwasu erukowego!
John Thomas powiedział, że olej rzepakowy jest 100 razy bardziej toksyczny niż olej sojowy.

Skąd taka rozpiętość? Otóż olej rzepakowy ma swoje odmiany: “mniej lub bardziej toksyczną”. Marketing nazywa tą “lepszą” odmianę – “rzepakiem podwójnie ulepszonym”. Hmm..

Powyższa fotografia pokazuje współczesny olej rzepakowy i ten dawniejszy. To zabawne, że producenci sami się przyznają do tego, że jeszcze nie tak dawno serwowali nam w oleju rzepakowym ogromną ilość trucizny, jaką jest kwas erukowy. Czy za parę lat ktoś znowu nie stwierdzi, że ten dzisiejszy olej rzeapakowy to trucizna?

Badania na zwierzętach wykazały toksyczny charakter kwasu erukowego, nawet w postaci 1-2%, czym się chwalą dzisiejsi producenci. Brak toksyczności kwasu erukowego to wyłącznie 0% jego zawartości !
Wygląda na to, że olej rzepakowy nie nadaje się nawet do spożywania na zimno!

Osobiście wolę polegać na “swoim wywiadzie” i swojej logice. W mojej kuchni oleju rzepakowego nie ma od lat i na pewno nigdy do niej nie zawita.

 

Używanie oleju rzepakowego niesie za sobą:

  • zaburzenia pracy serca
  • uszkodzenia mięśnia sercowego
  • stłuszczenia narządów miąższowych
  • wyczerpywanie się w organizmie witaminy E
  • hamowanie prawidłowego mechanizmu żywności
  • blokowanie normalnych funkcji enzymatycznych
  • zaburzeniami funkcjonowania mózgu
  • choroby degeneracyjne mózgu takie jak np. Alzheimer
  • zaburzenia układu odpornościowego
Zatem olej rzepakowy musi przebyć dłuuugą drogę, żeby stał się w ogóle jadalny.

Pierwotny rzepak nie był absolutnie znany ludzkości. Olej rzepakowy jest czymś nowym w diecie i niekoniecznie musi być dobrze tolerowany przez organizm.

To stawia pod znakiem zapytania kwalifikację rzepaku na cele spożywcze. Czy natura w ogóle stworzyła rzepak do jedzenia? Substancja silnie przetworzona nigdy nie będzie dla nas dobra..

Rzepak sypany jest najgorszymi pestycydami (Roundup – glifosat)

Do procesu wytworzenia oleju rzepakowego jest używany Roundup – bardzo niebezpieczny dla zdrowia herbicyd produkowany przez wielki koncern Monsanto. To o nim się tak dużo mówi w kontekście nie tylko naszego zdrowia (ZNJ), ale również zagłady pszczół. Rzepak sypany jest tymi najgorszymi chemikaliami na potęgę. W efekcie takie plony dostają oznakowanie “Roundup Ready”. W praktyce oznacza to, że dana roślina GMO jest zmodyfikowana w taki sposób, że staje się odporna na herbicyd Roundup i właściwie tylko ona.. Dzięki temu mogą w pigułce zrzucić pestycyd z samolotu i pokryć nim całe pole rzepaku (i innych roślin GMO).

Roundup zawiera aktywny składnik – glifosat. Większość z Was pewnie słyszała czym jest glifosat i co robi w dużej części ogólnodostępnej żywności? Czytając mojego bloga, pewnie wiesz też, że glifosat jest pionierem Zespołu Nieszczelnego Jelita.

Dla tych co nie wiedzą, bądź chcą wiedzieć więcej polecam wpisać w google hasło: desykacja Roundupem. Przerażające.. i smutne zarazem.

Takie “bombardowanie” przetrwa tylko plon. Mikroorganizmy glebowe, różnorodność biologiczna, zdrowie gleby.. wszystko zniszczone. Dla producenta oczywiście to nie ma większego znaczenia. Wręcz jest zadowolony ze swoich osiągnięć. To przecież nieistotne, że potem te pozostałości pestycydów i potencjalnie niebezpiecznych metabolitów zjadamy wraz z pożywieniem – my ludzie.

W przypadku roślin GMO istnieje stała tendencja do zwiększania ilości stosowanych herbicydów. Okazuje się, że zataczamy już w tym temacie błędne koło, gdyż mniejsze dawki herbicydów już nie działają. Czy sytuacja nie przypomina tu paradoksu z antybiotykami?

Podniesienie dopuszczalnych stężeń herbicydów w rzepaku sprawia, że występują one w koncentracji 100 tysięcy razy większej niż ta, która jest potrzebna do wyhodowania komórek raka piersi u ludzi w warunkach laboratoryjnych.

W temacie herbicydów dotarliśmy już na czubek góry lodowej. I co dalej..? Producenci herbicydów mają dla nas coraz to nowe rozwiązania.  Żeby zwiększyć siłę działania proponują użycie defoliantu wraz z glifosatem lub samego defoliantu !!!

Pewnie ta nazwa większości nic nie mówi, ale jak skojarzycie ją z napalmem, tzw. “Agent Orange” (Czynnik Pomarańczowy) to temat staje się już jaśniejszy.

Tak, “Agent Orange” to broń biologiczna, którą użyto podczas wojny w Wietnamie. Wystarczy znowu wpisać hasło w googla, żeby zobaczyć, czym jest ta dramatyczna substancja i co zrobiła z Witnamczykami. Nie wrzucam tego tutaj, bo zdjęcia są wyłącznie dla osób o silnych nerwach.

I tym właśnie jest defoliant. To jest propozycja gigantycznych koncernów – dla nas ludzi.

Prawdę mówiąc dalej nie wierzę, że to co się dzieje z naszą żywnością, dzieje się naprawdę :(

Rzepak jest dzisiaj już w większości substancją GMO

W Polsce rzepak jest już wszędzie modyfikowany genetycznie. Może jeszcze na jakiejś eko półce znajdziesz olej rzepakowy nie GMO, ale wiadomo, że są to nieliczne wyjątki.

Światowa produkcja to 90% rzepaku GMO w stosunku zaledwie do 10% nie GMO. Cel jest jeden – zwiększenie zysków. Roślina została genetycznie zmodyfikowana, aby mogła dostać oznakowanie “Roundup Ready” . Taki zmodyfikowany produkt jest wyjątkowo odporny na wszystko, nawet na silne pestycydy. Tak jak wspomniałam powyżej – przetrwa tylko plon.

Ale czy natura by w ogóle coś takiego była w stanie wymyślić? Jak dla mnie to jawne i niezwykle agresywne naruszanie naturalnego ekosystemu.

Każdy produkt GMO to w dużym skrócie żywność:

  • toksyczna
  • alergiczna
  • obniżająca odporność
  • kancerogenna
  • ograbiająca z substancji odżywczych

Mała efektywność tłoczenia oleju rzepakowego

Żeby olej rzepakowy wyglądał tak jak wygląda musi przejść baaardzo długi i skomplikowany proces produkcji. Dlaczego? Bo..

Efektywność tłoczenia rzepaku jest na poziomie zaledwie 30%!

Żaden producent nie pozwoli sobie na takie straty, więc odzyskuje te 70% za pomocą szeregu mechanizmów. Finalnie przekłada się to dramatycznie na nasze zdrowie. W skrócie – olej rzepakowy to czysta chemia..

A jak wygląda proces produkcji oleju rzepakowego?

  • Ekstrakcja rozpuszczalnikami

    Na cele ekstrakcji używa się heksanu, węglowodoru otrzymywanego w czasie destylacji ropy naftowej. Heksan to rozpuszczalnik, czyli dioksyna! Część jego pozostaje w oleju. Jak widać na poniższym filmie, materiał roślinny jest dosłownie kąpany w nim przez 70 minut!

    Heksan jest tanim produktem ubocznym pochodzącym z produkcji benzyny i stanowi poważne zagrożenie zawrotne i środowiskowe – zanieczyszcza powietrze.

    Co ważne – wykazano, że pewna ilość pozostałości heksanu może pozostać w oleju rzepakowym, a (zdumiewająco) FDA nie wymaga od producentów żywności testowania pozostałości! Badania pozostałości przeprowadzone przez Instytut Cornucopia w 2009 r. wykazały pozostałości heksanu w oleju sojowym. Tak więc, bardzo dobrze możemy jeść tę substancję chemiczną za każdym razem, gdy gotujemy z olejami wyekstrahowanymi heksanem.

    Prawie wszystkie badania toksykologiczne heksanu koncentrują się na zastosowaniu przemysłowym i wdychaniu heksanu, więc nikt nie wie dokładnie, jak niebezpieczne jest jedzenie – ale wiemy jedno – z pewnością nie jest zdrowe.

  • Eliminacja śluzów

    Proces ten oznacza usunięcie fosfolipidów, gum, białek, węglowodanów. Olej jest podgrzewany do temperatury 6-90 stopni C i wirowany z wodą z kwasem fosforowym. Substancje oczywiście przechodzą do wody.

  • Rafinacja

    W procesie rafinacji chodzi o zmniejszenie wolnych kwasów tłuszczowych. W tymże procesie uwalniają się również niebezpieczne kwasy tłuszczowe typu tras. Używa się do tego wodorotlenku sodu lub jego mieszaniny z węglanem. W skutek tego powstają mydła, następnie jest faza wodna i wirowanie. Proces usuwa wszystkie witaminy i minerały.

  • Odbarwianie – Bielenie

    Proces jest konieczny, żeby olej rzepakowy wyglądał mile i przyjaźnie dla oka, tj. miał kolor żółty, a nie czerwonawożółty. Do tego celu używa się ziemi fulerskiej i aktywnego węgla. Olej kolejny raz jest podgrzewany, nawet do 100 stopni C! Czasami jeszcze wykorzystuje się na te cele kwas solny lub siarkowy, aby absorbcja była jeszcze lepsza.

  • Dezodoryzacja

    W procesie chodzi o ulepszenie naturalnego zapachu oleju rzepakowego, który delikatnie mówiąc – z natury “śmierdzi”. Znowu potrzebna jest do tego wysoka temperatura, tym razem 240 – 270 stopni C! Podczas schładzania dodaje się kwas cytrynowy jako antyoksydant.

    To właśnie w procesie dezodoryzacji duża część zdrowych tłuszczów omega-3 przekształcana jest (ponownie!) w bardzo niezdrowe tłuszcze trans.

    Chociaż kanadyjski rząd wymienia zawartość trans na minimum 0,2%, badania na Uniwersytecie Florydy w Gainesville wykazały, że ich poziom wyniósł aż 4,6% w komercyjnym ciekłym oleju.

    Konsument nie ma pojęcia o obecności kwasów tłuszczowych trans w oleju rzepakowym, ponieważ nie są one wymienione na etykiecie.
    

No i “voila” – mamy świeżutki olej rzepakowy :)

Tylko co może być w takim oleju rafinowanym naturalnego i zdrowego? Każde podgrzewanie kwasów Omega 3 i 6 powoduje wytwarzanie kwasów tłuszczowych typu trans. Takie kwasy powinny być spożywane wyłącznie na zimno i w ogóle nie podlegać jakiemukolwiek przetworzeniu termicznemu.

Skoro olej rzepakowy ma sporo niestabilnych termicznie tłuszczów (omega-3 i omega-6) i podczas produkcji jest jeszcze tyle razy podgrzewany do wysokich temperatur, to w takim oleju już na wejściu (półce sklepowej) znajduje się ogrom polimerów trans.

Filmiki

Dla chętnych – proces produkcji oleju na filmie. Wyraźnie na nim widać, że ten olej nawet nie wygląda jak olej! Przypomina raczej błotnistą mazię wyglądającą jak kupa.. fuj..

Myślę jednak, że sam proces produkcji tego oleju, utlenione kwasy omega to pryszcz w stosunku do jego transgenicznej hodowli, glifosatu i defoliantu. Brrr..

Ma ktoś jeszcze ochotę na olej rzepakowy?


Polecam też filmik przedstawiający kilka suchych faktów / badań na temat oleju rzepakowego. Badania te wiążą olej z Alzhaierem i chorobami mózgu.

Filmik zawiera również wypowiedź Jerzego Zięby w tym temacie:


Źródła:

2 myśli na “Uściślamy dietę, czyli cała prawda o Oleju Rzepakowym”

    1. Niestety tak.. rzepak to rzepak i każdy ma kwas erukowy. To czego nie będzie miał bio to tłuszczów trans, gdyż jest wytwarzany w niskich temperaturach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *